Music

czwartek, 11 lutego 2016

~ Rozdział 7 ~

- Nie sądziłam, że kogoś masz. - powiedziała cicho. Stałem na przeciwko niej.
- Widzisz... to skomplikowane. - mówiłem, ale ugryzłem się w język. Chociaż czemu miałbym nie mówić? To przecież nie sekret,... a jeszcze zapyta o coś bardziej niewygodnego. - Ona mnie bardzo lubi, ale ja...
- Nie za bardzo? - dokończyła. Skinąłem głową. Uniosła brew. - A więc dlaczego z nią jesteś? Nie wydajesz mi się typem osoby, która chodziłaby z kimś z litości, czy z powodu, że nie potrafi być dla kogoś "szczerym i nie miłym".
- Jak mówiłem sprawa jest... inna. Akurat w tym przypadku. - powiedziałem, kopiąc bryłę lodu. Spojrzałem jej prosto w oczy. - Widzisz, w przeszłości byłem zupełnie kim innym.
- Innym? - wyszeptała zdziwiona. - W jakim sensie?
- Miałem trochę problemów ze szkołą, nauczycielami, policją... - mówiłem, zerkając na Megan. Słuchała uważnie. - Ale wracając do tematu Wiki. Myślę, że bardziej chodzi mi tutaj o moje poczucie winy, niż litość.
- Za co? - zapytała i przystanęła obok mnie. Wracaliśmy razem do domu.
- Ja... nie, inaczej. Wiktoria była moją sąsiadką od kiedy pamiętam. Znam ją właściwie od urodzenia. Szybko się zaprzyjaźniliśmy i można powiedzieć nawet, że zostaliśmy nierozłączni. Z każdym rokiem, była coraz piękniejsza, ale dla mnie pozostawała tylko "sąsiadką z bloku obok". W walentynki dostawała stos kopert miłosnych, a średnio raz w miesiącu, jakiś chłopak wyznawał jej miłość. Ją to cieszyło, napawało dumą. Zaczęła podkreślać swoje "kształty i atuty" ładnie mówiąc. Wyraziste stroje, pełny makijaż. W tamtych czasach była straszliwą egoistką i narcyzem.

Dopiero wtedy, gdy zaczęli zaczepiać ją na ulicy mężczyźni, zwróciła się po pomoc. Miałem złą reputację, więc mogłem odstraszyć okolicznich, podstarzałych zalotników. Wtedy polubiła mnie, a nawet bardzo. - mówiłem i wyjąłem zamarźniętą colę z plecaka - Ale ja nic do niej nie czułem. Zupełnie. Miałem w tamtym czasie problemy... finansowe oraz z prawem.

Jej rodzice byli bogaci i ją wykorzystałem, aby podreperować budżet. Wiem, że to było ochydne, ale wtedy tak nie uważałem. Szalałem po imprezach, wydawałem pieniądze na hazardzie oraz alkoholu. Pewnego dnia przesadziłem, a ona zadzwoniła do mnie przerażona. Uważała, że ktoś ją śledzi, czy coś w tym rodzaju.

Dostawała obsesji. Zbyłem ją, kac mnie zabijał. I wtedy się to stało. Jeden, jedyny raz kiedy ją zawiodłem. Silny facet, szybko wciągnął Wikę do samochodu... znaleziono ją trzy dni potem w ruinach starego domu, wraz z narkomanami i bezdomnymi. Porzucił ją zaraz po tym jak skończył. Nie potrafiła się po tym pozbierać. Ja nie potrafiłem sobie tego wybaczyć. Może gdybym tyle wtedy nie pił, nie brał od niej pieniędzy na własne zachcianki...  Niedługo po tym rodzice Wiktorii stracili pracę, zostając bez pieniędzy. Od tamtego czasu umawiam się z nią.

- Poczucie winy, co? - usłyszałem jej cięty ton - Mi to wygląda na próbę ratowania własego tyłka, potem zbierania z tego faktu batów. Przyznaj, robisz to by poprawić własne zdanie o sobie.
- Możliwe - odparłem pod nosem.
- Zamierzasz ją dalej oszukiwać? Tak jak to robiłeś wcześniej, tylko, że teraz jesteś z nią "w związku"? - pytała, a jej głos stawał się coraz bardziej głośny.
- To co innego. - mówiłem, a oczy Megan zapłonęły.
- Właśnie nie. - powiedziała pełna spokoju. - I to chcę ci uświadomić. Nie jest to dobre ani dla niej, ani dla ciebie.
- Powiedz mi co ja w takim razie powinienem zrobić?! - wypaliłem - Przeprosić ją i zerwać kontakt? Czy może spróbować to jakoś Wice zrekompensować?!
- Ja... - szepnęła lekko przestraszona.
- Bo mówisz tak, jakbyś znała odpowiedź! - kłóciłem się, zdenerwowany. - Byłoby mi dużo łatwiej, gdybyś mi ją dała. Jeśli, oczywiście, takową znasz.
- Nie znam. - odparła po chwili - Zrób to co uważasz za słuszne, a najlepiej, żeby nie było to krzywdzące dla niej i ciebie.
- Przepraszam, za tą reakcję. - dodałem po chwili. - Nie powinienem był krzyczeć.
- A może jednak powinieneś. - stwierdziła, odgarniając włosy za ucho - Lepiej krzyczeć, niż dusić w sobie.
- Mądre słowa. - powiedziałem. - A może jeszcze jakaś dobra rada od Megan?
- Hmm... - mówiła zastanawiając przez kilka sekund - Nie potknij się o przeszłość, bo popsujesz teraźniejszość i rozpieprzysz przyszłość.
- Skąd ty je bierzesz? - zapytałem, pod wrażeniem.
- Jakoś same przychodzą - stwierdziła skromnie. Szliśmy w ciszy jeszcze kawałek, gdy stanrliśmy na rostaju dróg.
- Do jutra, Filip. - powiedziała, uśmiechając.
- Ta, do zobaczenia. - odparłem, gdy poszliśmy różnymi drogami.

***

- Filip! - usłyszałem krzyk Darii - Telefon dzwoni, a ja robię kolację!
Zbiegłem szybko po schodach. Powoli ruszyłem w stronę narastającego dźwięku dzwonka.

- Halo?
- Gdzie ty jesteś?! Miałeś przyjść do kliniki godzinę temu!
- Już jest dobrze. Nie muszę ich przyjmować, doktorko.
- Co?
Oparłem się o ścianę. Stamtąd obserwowałem jak Daria niesfornie przygotowuje kolację.
- Wróciła, prawda?
Przeszedł mnie lodowaty dreszcz.
- Wiesz co to przecież oznacza. Trzeba zwiększyć dawkę. Ona nie wróży niczego dobrego. Przyjadę do ciebie ju...
- Nie! Niczego nie potrzebuje!
- Nie ty o tym decydujesz! Tylko ja, twój lekarz!
- Tak?! To patrz. Nie chcę ich, rozumiesz?!
- Już o tym rozmawialiśmy, Filipie...

Rozłączyłem się, uderzając słuchawką. Osunąłem po chwili na podłogę. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu. Siedziałem patrząc w ścianę.
- Filip? Wszystko okey? - spytała Daria. Stanęła na przeciwko mnie. Schyliła się tak, że jej twarz była na wysokości mojej. Otarła mi łzy. Miała zmartwioną minę.
Przytuliłem ją. Od razu odwzajemniła uścisk.
- Tak. - szepnąłem, jak małe dziecko, które się rozpłakało.
- Chodź, pomożesz mi z kuchenką. Tak trochę... dymu jest. - powiedziała i zaśmiała nerwowo.
Westchnąłem.
- Już. - powiedziałem niechętnie. Pomogła mi wstać z podłogi.

***
- Wróciłam... - szepnęłam, otwierając drzwi. Rozejrzałam się. Nie było go.
- Megan! Gdzieś ty do cholery byłaś?! - usłyszałam przerażony głos matki. - Idź, za nim cię zauważy...
- W szkole. - odparłam szybko. Ruszyłam prędko, skradając się do pokoju, ale On stanął w drzwiach.
- Ty kurwo! - powiedział basowym, donośnym tonem - Masz wracać do domu OD RAZU po szkole!
- Tak, tato. - powiedziałam cicho - Przepraszam.
Wielką dłonią pociągnął mnie boleśnie za włosy. Wydarłam się z bólu. Łzy spłynęły mi po policzkach. Matka wbiegła przestraszona i zaalarmowana krzykiem do pokoju, ale uderzył ją. Upadła, wcześniej waląc głową o ścianę,
- Mama! - krzyknęłam przerażona. Mój głos się załamywał - Zostaw ją ty... ty...
Usmiechnął się obrzydliwie, kopiąc w brzuch. Po drugim ciosie, zapanowała ciemność.

2 komentarze:

  1. Myślę, że ten rozdział baaardzo wiele wniósł do fabuły. Poza tym świetne dialogi. Takie szczere i nieprzerysowane. Super~! C:

    OdpowiedzUsuń