Music

środa, 27 stycznia 2016

~ Rozdział 4 ~

/Przepraszam za moją nieobecność! Niestety szkoła mnie przytłoczyła ;(/


- Filip do odpowiedzi! - słowa nauczycielki wyrwały mnie z rozmyślań nad swoją beznadziejną egzystencją. Uniosłem wzrok i ociężale podniosłem z krzesła. Przystanąłem pod biurkiem z obojętną miną.
- Filip... Filip... opowiedz nam o reformacji kościoła. Genezę oraz jej skutki. - zadała pierwsze pytanie. - Chyba, że chcesz od razu jedynkę.
Westchnąłem.
- Poproszę. - stwierdziłem zrezygnowany. Kiwnęła lekko głową. Dostrzegłem dyskretny uśmiech spod czarnych oprawek okularów.
- Siadaj. - powiedziała wpisując obok mojego nazwiska pałę. - W takim razie... Karolina!
- Kurwa. - usłyszałem jak szepnęła pod nosem, gdy ją mijałem. Usiadłem z powrotem.
Z zaciekawieniem wpatrywałem się w ścianę, potem podłogę, sufit i od nowa. W pewnym momencie mój wzrok spoczął na pustym miejscu na drugiej ławce, przede mną. Miejsce Megan. Od razu przypomniałem sobie naszą ostatnią rozmowę, w progu mojego mieszkania. Nie widziałem ją od tego czasu, czyli dwóch dni...
- Zapiszcie temat! - rozgrzmiał jak grom donośny głos facetki. - Macie go na stronie 78 w podręczniku... Filip czemu nie piszesz? Chcesz dostać kolejną jedynkę za pracę na lekcji?
- Już piszę, proszę pani. - odpowiedziałem biorąc od niechcenia długopis. Otworzyłem książkę, ale zapomniałem, z której strony miałem spisać to gówno.
- Przecież widzę, że nic nie robisz! Wikorski jedynka! - powiedziała stając nade mną.
- Ekstra. - skomentowałem. Jej świńskie uszy poruszyły się. Co za potwór.
- Masz coś jeszcze do dodania Wikorski?! - mówiła, opluwając mnie.
- Nie, proszę pani. - odparłem najłagodniejszym tonem jakim potrafiłem, ścierając jej ślinę z twarzy.

                                                        Tak zaczął się kolejny zły dzień.
***

Rozbrzmiał dzwonek kończący lekcje. Wrzuciłem wszystko byle jak do plecaka i wyszedłem wraz z rozgadanym, wesołym tłumem. W końcu był piątek. Ruszyliśmy do szatni.
- Myślisz, że to prawda? - usłyszałem Julkę. Szły zaraz przede mną, więc doskonale słyszałem ich rozmowę.
- Możliwe. - odpowiedziała Zuza - Ale to tylko plotki.
- Widziałaś przecież w szatni jak... - tutaj nie pozwoliła jej skończyć. Prawdopodobnie dlatego, że stałem za nimi.
- Każda widziała, ale nie wiem... - mówiła - Choć często jej nie ma.
- To tylko dowodzi, że to prawda. - stwierdziła Julka dumnie - I co mamy teraz zrobić?
- Nic. - ucięła Zuza - To nie nasza sprawa, tylko jej. Nie mieszaj się w coś, co ciebie nie dotyczy, bo narobisz problemów sobie i innym.
- Ale nadal mam... poczucie winy. Podejrzewałam to od dawna a mimo tego, nic nie zrobiłam w tym kierunku. - wyżaliła się Julka.
- I nadal nie rób. - odpowiedziała twardo druga - Niczego lepszego nie osiągniesz.
- Może masz racje. - stwierdziła pierwsza.
Pan Buraczek (tak nazywał się nasz woźny, który zawsze przesadzał z alkoholem, powodując u niego czerwoną twarz) kazał się im ustawić i niczego więcej nie usłyszałem.

Może gdybym był wtedy bardziej rozgarnięty skojarzyłbym fakty.
Może zapytałbym się o czym one rozmawiają.
Może by mnie zbyły.
Może... nie.
 ***
Wróciłem do domu i od razu zastały migające diody na stacjonarnym. Dwa nieodebrane połączenia z kliniki. Rozwaliłem się na sofie, kiedy zadzwoniła komórka. Wyjąłem ją niespiesznie z kieszeni, klikając zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Tutaj dr. Sparkowsky. Chcę przypomnieć o naszych rutynowych badaniach. Dzwoniłam do ciebie, ale nie odebrałeś.
- Byłem w szkole i dopiero wróciłem pani doktor.
- Stawiasz się za dwa dni punktualnie o osiemnastej. Twój stan mógłby pogorszyć się jeszcze bardziej, jeśli nie otrzymasz za niedługo swojego leku. 
- Nie chcę ich brać. Widzi pani? Nic mi nie jest a nie brałem od kilku dni. Może już ich nie potrzebuję?
- Oczywiście, że potrzebujesz! I nie waż się zaprzeczać! Nie muszę ci przypominać, po co je bierzesz, prawda? Nie zapomniałeś przez te kilka wspaniałych dni?
- Oczywiście, że kurwa nie! Czy pani nie rozumie, iż przez nie czuję się otępiony i nie potrafię jasno myśleć?! Dlaczego nie przepiszecie mi innych?!
- Nie ma innych na taki postęp choroby, dobrze o tym z resztą wiesz. Nie zachowuj się jak dziecko, Wikorski.
- Ja... 
- Żadnych wymówek! Weźmiesz je i tak, i tak.
- Nienawidzę ich.
- Wiem... doskonale cię rozumiem.
- Nawet nie wie pani, jak bardzo się myli, wypowiadając takie słowa. Do widzenia.
- Fili...


Rozłączyłem się. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. Leczyła mnie od tygodnia a mówi takie słowa. Działa mi na nerwy. Opadłem na sofę, ale tylko na krótko. Wtedy ktoś zadzwonił do moich drzwi.
- Kto do cholery dobija się tutaj o tej porze? - powiedziałem zdenerwowany sam do siebie. Kiedy otworzyłem frontowe drzwi, zatkało mnie. Nigdy bym się nie domyślił, kim był niezapowiedziany gość.
- Cześć. - powiedziała uśmiechnięta - Mogę wejść?


Stałem jak wryty. Powoli otworzyłem je na całą szerokość. Mrugałem szybko, myśląc, że to tylko sen. Ręce zaczęły mi mimowolnie dygotać. Weszła wymijając mnie. Poczułem cytrynowy zapach szamponu do włosów. Czerwony szalik unosił się, gdy przechodziła.
- Nadal masz tu taki syf? - spytała melodyjnym głosem, oglądając mieszkanie.

- Ja-a... - powiedziałem, jąkając. Patrzyłem wciąż na główne drzwi od domu. Nie potrafiłem odwrócić i spojrzeć na nią. 
Co tutaj robiła? 
Co 
do 
cholery 
się
tutaj
dzieje?

2 komentarze:

  1. Sparkowska <33
    Chyba zostanę jej fanką nr 1. Rozdział mega!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej charakterek jeszcze nie został do końca ujawniony ^^ Dziękuję ci bardzo!

      Usuń