Music

sobota, 30 kwietnia 2016

~ Rozdział 13 ~

/Zanim zacznę pisać ten rozdział chciałabym bardzo podziękować Hopeless :3 oraz Arii za częste komentarze <3  Pozdrawiam :) :*!
To już prawie 2200 wyświetleń... WOW. Dziękuję, że czytacie ;)/


Zawiał silny, lodowaty wiatr. Płatki śniegu na chwilę przestały opadać. Ciemne kłęby chmury zawisły nad wszystkimi. Staliśmy w całkowitej ciszy, bez celu patrząc przed siebie. Słyszałem ciche szlochanie, szepty wśród rodziny. Przepchnąłem się przez osoby stojące naprzeciwko. W dłoni trzymałem kwiat, którego nazwy nie pamiętałem. Uniosłem wzrok na tabliczkę.  

Śp.
Maksymilian Wierzbicki
2000 - 2016
Kochający syn, oddany brat.


Po krótkiej chwili zrzuciłem go do dołu, gdzie leżało ich setki. Przeszedłem dalej, aby ustąpić miejsce innym. Ruszyłem na sam koniec. Wokół mnie niektóre dziewczyny płakały, nie mówiąc o kilku chłopakach. Tylko ja nie potrafiłem. Całe moje ciało było spięte, aż bolały mięśnie. Rozejrzałem się. Przyszło bardzo dużo ludzi. Po kilku uczniów z każdej klasy, z jego podstawówki, rodzina oraz znajomi. Dostrzegłem dziewczynę, która chichotała wraz z drugą. Czytała coś na telefonie. Wiem, że nie wszyscy tutaj obecni znali Maksa. O ile w ogóle go kojarzyli. Zjawili się, bo ktoś musiał przyjść. A stracenie paru lekcji i wyjście z tej budy, na czyjś pogrzeb, było dobrym pomysłem.
- Przynajmniej go złapali.
- Dokładnie. Zapłaci nam, za Maksia.
- Skurwiel nie wyjdzie z paki do końca życia.
- Mam tam znajomości. Nie dożyje miesiąca. Zadbam oto.
Zrobiło mi się gorąco i duszno. Poprawiłem kurtkę, aby móc oddychać. Alan spojrzał na mnie z boku i skinął głową, posyłając pół uśmiech. Jak powiedział, tak zrobił. Zaledwie kilka dni temu, w gazecie znalazłem artykuł o tym, że "Morderca z poczucia winy, przyznał się do zbrodni". Nie spodziewałem się, że tak łatwo i szybko to załatwił. Był to jakiś mężczyzna po 30-stce z okolicy. Dostał dożywocie, gdyż w chwili "zbrodni" popełnił czyn świadomie, wcześniej planując zdarzenie. Miał cel oraz dobry motyw. Policja zaprzestała śledztwo, a ja mogłem żyć tak jak wcześniej. Ale czy do końca?

Prawdopodobnie nigdy nie spłacę długu, jaki mu zawdzięczam.

Patrzyłem tępo przed siebie, gdy dostrzegłem, że ktoś próbuje przejść przez zbity tłum. Niedaleko mnie, wymijał szybkim krokiem zebranych. Stałem mu na drodze, to pewne. Przeszedł obok mnie, nie zwracając uwagi. Nagle cofnął się i spojrzał prosto w oczy.

Była to młoda kobieta, ubrana na czarno, jak wszyscy. Miała mysi kolor włosów i zielono-szare oczy. Nie zapamiętałbym jej, gdyby nie słowa, które wypowiedziała. Czułem, że tracę oddech. Odruchowo zacisnąłem dłonie. Obserwowała moje zachowanie i odeszła, nie dodając nic więcej.
- Widziałam cię. - szepnęła nieznajoma. - Ale spokojnie. Nie wydam cię... Jeszcze.

Wiedziałem... Wiedziałem... Wiedziałem, kurwa. Przecież jednak ktoś musiał to widzieć. Krew zaczęła szybciej krążyć, a myśli bardziej mieszać niż zwykle. Co teraz? Co jak mnie złapią? A jeśli mi się wydawało? Kim ona była? Zostanę udupiony do reszty. Ale zasługuje na to. Kara i tak mnie dosięgnie, to tylko kwestia czasu. Nie teraz. Nie teraz... Od kiedy wszystko zaczynało się układać.

Muszę ją odnaleźć.

- Filip? - głos Alana wyrwał mnie z rozmyślań.
- Tak? - zapytałem, odwracając się w jego stronę. Jego twarz przysłaniał kaptur szarej kurtki. Kilka osób jeszcze chodziło wokół grobu Maksa.
- Pogrzeb już się skończył. Spadajmy. - stwierdził. 
- Czekaj! - zawołałem - Muszę kogoś znaleźć.
- Kogo? - spytał zdziwiony.
- Tą dziewczynę, z którą rozmawiałem. Chociaż, tylko mnie minęła... - dopowiedziałem pod nosem.
- Filip. - powiedział stanowczo Alan. - Z nikim nie rozmawiałeś.
- Co? - zapytałem jak głupi.
- Stałeś obok mnie, patrząc w ziemię. Nikt tędy nie przechodził. - mówił zmartwiony. - Chodźmy.
 Obejrzałem się, na żałobników, idących na stypę. Ja... byłem przekonany...

I wtedy nasz wzrok się spotkał. Na jej twarzy zagościł uśmiech, po czym znikła w tłumie.
***
Wróciłem do domu. Było nadzwyczaj cicho, więc domyśliłem się, że musiała gdzieś wyjść. Chyba po zakupy czy coś. Nie wiem. Rozbolała mnie głowa od tego wszystkiego.
Starałem nie myśleć nad tym, co widziałem na pogrzebie. A raczej kogo. Chciałem się jakoś zrelaksować, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Nie spojrzałem przez wizjer, zanim otworzyłem. Świetnie. Jeszcze ona.
- Mówiłam, że przyjdę. - powiedziała i weszła wpraszając.
- Dzień dobry. - powiedziałem ironicznie na jej widok. Dr. Sparkowsky zmierzyła mnie wzrokiem i ruszyła do salonu. Położyła teczkę na stole, wyjmując strzykawki oraz butelki. Usiadłem obok na krześle, obserwując jej ruchy.
- Ja... - zacząłem, ale po raz pierwszy usłyszałem taką furię.
- Nie mam zamiaru słuchać twoich narzekań Filipie! Przyjmiesz je, czy tego chcesz, czy nie! Zrozumiałeś, do cholery?! To nie są żarty! - krzyczała. Zatkało mnie. - Podciągnij rękaw.

Wiedziałem, że jeśli jej na to pozwolę, Daria zniknie.
Więcej nie zobaczę siostry.
Moje głosy w głowie zamilkną.
Gniew odejdzie.

Siedziałem na krześle, zastanawiając się, jak ją przekonać. Myśl, Filip... kurwa! Czego ona może chcieć? Pieniędzy? Raczej ma i to nie w małej ilości. Kontaktów? To jeden z lepszych lekarzy w kraju... Co mogło by ją zadowolić?

I wtedy do głowy przyszedł mi pomysł, przez który będzie mi wiele zapłacić. Z braku innych możliwości, chwyciłem się go. 

Zapytam więc, czego pragnie.

- Podaj rękę. - rozkazała. Wyciągnąłem ją i położyłem na blacie. Przetarła mi płynem miejsce, w którym miała zamiar kłuć. Kiedy przytrzymała moje ramię, chwyciłem ją za dłoń.
- Co ty robisz? - zapytała zirytowana, patrząc mi prosto w oczy. Pochylała się nade mną, gdyż była zbyt wysoka. 
- Chciałbym zawrzeć z tobą umowę.- szepnąłem bezsilny,
- Niby jaką? - spytała, unosząc jedną brew. W jej spojrzeniu coś się zmieniło. Zrozumiałem, że to nic dobrego.
- Jaką byś zechciała. - powiedziałem stanowczo. - Zrobię wszystko.
- Wszystko? - powtórzyła, obserwując mój wyraz twarzy.
Skinąłem głową. Dotknęła mojego podbródka, co kompletnie sparaliżowało moje ciało.

- Lubisz starsze... Filipie? - zapytała cicho. Po kilku sekundach usłyszałem śmiech. Poczułem dreszcz przepływający mi po plecach. Nie sądziłem, że o taką umowę, może jej chodzić. Nie. W ogóle nie spodziewałem się czegokolwiek podobnego. Jej wyraz twarzy był inny, jakbym zamiast doktorki, widział obcą osobę.
- Mam nadzieję, że jakoś to przebolejesz... - dodała i zachichotała pod nosem.
- Jeśli to oznacza nie przyjmowanie leków to... tak. - odparłem niepewnie. Nie stracę cię, Dario. Nie pozwolę, ponownie odejść. 

Nie tym razem.

Ale...
Ostatnie słowa Dr. Sparkowsky...
Czy to... 
coś sugerowało?
Na co ja się zgodziłem, do cholery?!



 

1 komentarz:

  1. Czy ja dobrze myślę, że ona chce go wykorzystywać seksualnie(molestować)? I on się na to zgodził? :o Zaczynam się bać xd Weny :*

    OdpowiedzUsuń